Pierwszy dzien w CESIE - dzien, w ktorym rozpoczyna sie jeszcze jedna przygoda: praca w moim zawodzie. Zawsze marzylam o tym, zeby pracowac za granica, zeby pracowac w biurze, zeby mieszkac i pracowac w jakims poludniowym, malowniczym miescie.
Biuro miesci sie na Via Roma - duzej i zywej ulicy, jednej z glownych arterii komunikacyjnych tego miasta. Wyplywa prosto z dworca kolejowego i i autobusowego. Fancy sklepy, klimatyczne bary, gdzie mozna wypic kawe na stojaco. Wysokie, stare kamienice z drewnianymi okiennicami. Szyld "Hotel Sicilia", ktory od tej pory staje sie moim punktem orientacyjnym. Wielkie, drewniane i bardzo ciezkie drzwi do tej kamienicy. Kolo drzwi mala tabliczka z nazwa i logo, nie wieksza niz cztery polaczone tabliczki czekolady Ritter Sport. Ciekawe jak wyglad biuro, skoro jedyny informacyjny szyld wyglada tak niepozornie?
Wnetrze kamienicy jest ciemne i zimne.Winda, nie moge w to uwierzyc! Taka winda ze starych filmow, wyglada jak stalowa klatka, przesuwajaca sie w stalowym, azurowym szybie.
Poki co jest bardzo przedpotopowo...
Michal odprowadza mnie pod drzwi. Zegnam sie z nim goraczkowo, nieco zawstydzona tym, ze odprowadza mnie do pracy, jak kiedys mama do przedszkola. Trafiam na poniedzialkowe zamieszanie, ludzie wchodza i wychodza, dzwoni domofon, dzwonek do drzwi, domofon, halsuja ciezkie drzwi ze stalowymi okuciami, echo niesie kroki w przestronnej i zimnej klatce schodowej. Wchodze, mowie, ze to moj pierwszy dzien, i pytam o Dario. Nie ma go, pojechal do Hiszpani (co?) Wita mnie Vito La Fata, szef, czy tez jak sie tutaj mowi, president CESIE.
- Welcome to Palermo! Silvia, can you show Maria our office?
Ruszamy w turnee po biurze. Jest ogromne! Jedno, drugie, trzecie, czwarte (!!!) biuro za przeszkolnymi drzwiami, open space nr 1, open space nr 2, kolejne biuro ukryte na samym koncu korytarza, lazienka, kuchnia, druga lazienka, trzecia lazienka, biuro szefa, wielki przedpokoj, buro ksiegowosci, biblioteka i sala konferencyjna. O, wow! Jakie to wielkie!!! Jedno krotkie turnee po biurze daje mi obraz skali dzialan CESIE. Wiedzialam, ze to duza organizacja, ale nie mialam pojecia, ze az tak duza!
Usmiecham sie do wszystkich poznnaych ludzi, w sumie blisko 3o osob, nie ma szans, zebym w tym momencie zapamietala ich imiona lub cokolwiek wiecej na ich temat. Zastanawiam sie gdzie ja bede pracowac. Mam nadzieje, ze nie w open space, ktore w ogole mnie nie przyciaga. Dostaje biurko, obrotowe krzeslo i laptopa w ostatnim, najbardziej zaciszym pokoju. Na dodatek, formalnie to siedziba organizacji Centro Danilo Dolci per lo sviluppo creativo - Centrum dla Tworczego Rozwoju im. Danilo Dolci. Siostrzana organizacja CESIE, nie bardzo wiem czy cos przeoczylam?
http://danilodolci.org/en/
Silvia prowadzi mnie do wielkiego regalu z ulotkami promocyjnymi z projektow realizowanych przez CESIE. Wybiera to, co moze mnie zainteresowac, a Vito dorzuca to, co chce zebym przeczytala. Take your time, mowi, usmiechajac sie na odchodnym.
Zaczynam czytac, i nagle jakbym zapomniala jak czytac po angielsku, dociera do mnie mniej niz polowa przekazu, nie potrafie sie skoncentrowac. Stres, tak to jest stres dnia pierwszego!
Vito La Fata prosi mnie o moje CV. W panice zapominam gdzie je mam! Zaraz, zaraz, musi byc gdzies w skrzynce, nie przyszlo mi do glowy, ze to bedzie potzrebne na dzisiaj., Przeciez juz je widzieli, juz im wysylalam. Nie moge go znalezc... Cale szczescie jego wyszukiwarka poczty dziala lepiej od mojej, sam je znajduje i zaprasza mnie do swojego biura. Kompletnie zaskoczona, ide na rozmowe dotyczaca mojego pobytu tutaj (teraz? przeciez juz wszystko omowilismy?). Mam wrazenie, ze Vito poznaje mnie dopiero teraz. Z upodobaniem powtarza moje imie i nazwisko, i odtad zwraca sie do mnie tylko w taki sposob. Pyta mnie o trenerstwo - jakiego rodzaju treningi prowadze? Przychodza mi do glowy tylko te zwiazane z tworczym mysleniem. W glowie pustka jak na stresujacym egzaminie. Pyta o prace w indyjskiej szkole. Nie jestem w stanie opowiedziec o tym w ciekawy sposob. Stres... Boze, gdyby przyszlo mi do glowy, ze wlasnie to mnie czeka pierwszego dnia, przygotowalabym sie lepiej! Przegladajac moje CV, Vito dochodzi do wniosku, ze mam duzo trenerskiego doswiadczenia, i w CESIE moge sie skupic na pisaniu i wdrazaniu projektow (znowu zaskoczenie! Przeciez to, na czym mam sie kupic juz omawialismy, co wiecej opisalismy to we wniosku i w liscie intencyjnym!). Znacznie pozniej przekonuje sie, ze Vito spotyka sie z masa ludzi, i kazdego uczy sie od poczatku, kiedy widzi go po raz pierwszy, w trojwymiarze.
Wychodze z jego biura cala rozgoraczkowana, z rumiencami i dojmujacym niezadowoleniem z siebie. Gdyby to byla rozmowa o prace, pewnie bym jej nie dostala...
Hejze, nie badzze taka surowa dla siebie! Trenowanie tworczosci okazalo sie strzalem w dziesiatka, bo to jedna z podstawowych koncepcji w pracy CESIE. Wyglada na to, ze de Bono jest ich guru. Wychodze z materialami szkoleniowymi do jego metody Szesciu Kapleuszy w rece.
To jeszcze nie koniec pierwszego dnia... O 15.00 - staff meeting, zebranie pracownikow. W sali konferencyjnej, ze stolkami ustawionymi w kregu jak podczas warsztatu. Przychodzi okolo 30 osob. Vito zaczyna zebranie po angielsku i prosi mnie, zebym sie wszystkim przedstawila. No i znowu CESIE mnie zaskoczylo! Przedstawiam sie, dosc formalnie, jak na poczatku warsztatow, ktore moglabym prowadzic. Pare osob z moje prawej strony wybucha smiechem, zastanawiam czy smieja sie ze mnie, eh... Pare minut pozniej jezyk spotkania zmienia sie na wloski. Vito zbiera raport od kazdego po kolei: nad czym pracuje i na jakim jest etapie. Patrze na ludzi, nerwowo tarmosza swoje kartki z wypisanymi zadaniami. Zastanawiam sie o co tutaj chodzi???
Biuro miesci sie na Via Roma - duzej i zywej ulicy, jednej z glownych arterii komunikacyjnych tego miasta. Wyplywa prosto z dworca kolejowego i i autobusowego. Fancy sklepy, klimatyczne bary, gdzie mozna wypic kawe na stojaco. Wysokie, stare kamienice z drewnianymi okiennicami. Szyld "Hotel Sicilia", ktory od tej pory staje sie moim punktem orientacyjnym. Wielkie, drewniane i bardzo ciezkie drzwi do tej kamienicy. Kolo drzwi mala tabliczka z nazwa i logo, nie wieksza niz cztery polaczone tabliczki czekolady Ritter Sport. Ciekawe jak wyglad biuro, skoro jedyny informacyjny szyld wyglada tak niepozornie?
Wnetrze kamienicy jest ciemne i zimne.Winda, nie moge w to uwierzyc! Taka winda ze starych filmow, wyglada jak stalowa klatka, przesuwajaca sie w stalowym, azurowym szybie.
Poki co jest bardzo przedpotopowo...
Michal odprowadza mnie pod drzwi. Zegnam sie z nim goraczkowo, nieco zawstydzona tym, ze odprowadza mnie do pracy, jak kiedys mama do przedszkola. Trafiam na poniedzialkowe zamieszanie, ludzie wchodza i wychodza, dzwoni domofon, dzwonek do drzwi, domofon, halsuja ciezkie drzwi ze stalowymi okuciami, echo niesie kroki w przestronnej i zimnej klatce schodowej. Wchodze, mowie, ze to moj pierwszy dzien, i pytam o Dario. Nie ma go, pojechal do Hiszpani (co?) Wita mnie Vito La Fata, szef, czy tez jak sie tutaj mowi, president CESIE.
- Welcome to Palermo! Silvia, can you show Maria our office?
Ruszamy w turnee po biurze. Jest ogromne! Jedno, drugie, trzecie, czwarte (!!!) biuro za przeszkolnymi drzwiami, open space nr 1, open space nr 2, kolejne biuro ukryte na samym koncu korytarza, lazienka, kuchnia, druga lazienka, trzecia lazienka, biuro szefa, wielki przedpokoj, buro ksiegowosci, biblioteka i sala konferencyjna. O, wow! Jakie to wielkie!!! Jedno krotkie turnee po biurze daje mi obraz skali dzialan CESIE. Wiedzialam, ze to duza organizacja, ale nie mialam pojecia, ze az tak duza!
Usmiecham sie do wszystkich poznnaych ludzi, w sumie blisko 3o osob, nie ma szans, zebym w tym momencie zapamietala ich imiona lub cokolwiek wiecej na ich temat. Zastanawiam sie gdzie ja bede pracowac. Mam nadzieje, ze nie w open space, ktore w ogole mnie nie przyciaga. Dostaje biurko, obrotowe krzeslo i laptopa w ostatnim, najbardziej zaciszym pokoju. Na dodatek, formalnie to siedziba organizacji Centro Danilo Dolci per lo sviluppo creativo - Centrum dla Tworczego Rozwoju im. Danilo Dolci. Siostrzana organizacja CESIE, nie bardzo wiem czy cos przeoczylam?
http://danilodolci.org/en/
Silvia prowadzi mnie do wielkiego regalu z ulotkami promocyjnymi z projektow realizowanych przez CESIE. Wybiera to, co moze mnie zainteresowac, a Vito dorzuca to, co chce zebym przeczytala. Take your time, mowi, usmiechajac sie na odchodnym.
Zaczynam czytac, i nagle jakbym zapomniala jak czytac po angielsku, dociera do mnie mniej niz polowa przekazu, nie potrafie sie skoncentrowac. Stres, tak to jest stres dnia pierwszego!
Vito La Fata prosi mnie o moje CV. W panice zapominam gdzie je mam! Zaraz, zaraz, musi byc gdzies w skrzynce, nie przyszlo mi do glowy, ze to bedzie potzrebne na dzisiaj., Przeciez juz je widzieli, juz im wysylalam. Nie moge go znalezc... Cale szczescie jego wyszukiwarka poczty dziala lepiej od mojej, sam je znajduje i zaprasza mnie do swojego biura. Kompletnie zaskoczona, ide na rozmowe dotyczaca mojego pobytu tutaj (teraz? przeciez juz wszystko omowilismy?). Mam wrazenie, ze Vito poznaje mnie dopiero teraz. Z upodobaniem powtarza moje imie i nazwisko, i odtad zwraca sie do mnie tylko w taki sposob. Pyta mnie o trenerstwo - jakiego rodzaju treningi prowadze? Przychodza mi do glowy tylko te zwiazane z tworczym mysleniem. W glowie pustka jak na stresujacym egzaminie. Pyta o prace w indyjskiej szkole. Nie jestem w stanie opowiedziec o tym w ciekawy sposob. Stres... Boze, gdyby przyszlo mi do glowy, ze wlasnie to mnie czeka pierwszego dnia, przygotowalabym sie lepiej! Przegladajac moje CV, Vito dochodzi do wniosku, ze mam duzo trenerskiego doswiadczenia, i w CESIE moge sie skupic na pisaniu i wdrazaniu projektow (znowu zaskoczenie! Przeciez to, na czym mam sie kupic juz omawialismy, co wiecej opisalismy to we wniosku i w liscie intencyjnym!). Znacznie pozniej przekonuje sie, ze Vito spotyka sie z masa ludzi, i kazdego uczy sie od poczatku, kiedy widzi go po raz pierwszy, w trojwymiarze.
Wychodze z jego biura cala rozgoraczkowana, z rumiencami i dojmujacym niezadowoleniem z siebie. Gdyby to byla rozmowa o prace, pewnie bym jej nie dostala...
Hejze, nie badzze taka surowa dla siebie! Trenowanie tworczosci okazalo sie strzalem w dziesiatka, bo to jedna z podstawowych koncepcji w pracy CESIE. Wyglada na to, ze de Bono jest ich guru. Wychodze z materialami szkoleniowymi do jego metody Szesciu Kapleuszy w rece.
To jeszcze nie koniec pierwszego dnia... O 15.00 - staff meeting, zebranie pracownikow. W sali konferencyjnej, ze stolkami ustawionymi w kregu jak podczas warsztatu. Przychodzi okolo 30 osob. Vito zaczyna zebranie po angielsku i prosi mnie, zebym sie wszystkim przedstawila. No i znowu CESIE mnie zaskoczylo! Przedstawiam sie, dosc formalnie, jak na poczatku warsztatow, ktore moglabym prowadzic. Pare osob z moje prawej strony wybucha smiechem, zastanawiam czy smieja sie ze mnie, eh... Pare minut pozniej jezyk spotkania zmienia sie na wloski. Vito zbiera raport od kazdego po kolei: nad czym pracuje i na jakim jest etapie. Patrze na ludzi, nerwowo tarmosza swoje kartki z wypisanymi zadaniami. Zastanawiam sie o co tutaj chodzi???
Staff meeting |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz